wtorek, 20 stycznia 2015

Wiosny mi się chce...

Tej zimy - choć zimę mało przypomina - szybciej niż zazwyczaj dopadło mnie zapotrzebowanie na zieloność. Soczystą, tętniącą życiem zieloność. I choć ptaki już wiosennie podśpiewują to jednak do ukojenia mi daleko. Wygrzebałam więc zdjęcia z moich wypraw sprzed kilku lat coby oczy i umysł napaść obrazami wiośniano - letnimi z mych ukochanych miejsc. Jeśli komuś też ckni się do wiosny to proszę, ziorajcie, lukajcie, spoglądajcie, co tam kto woli :)






 Ponieważ z robótkami utknęłam w kilku pracach wielkoformatowych to i nie mam na razie aktualności do pokazania. Ale znalazło mi się zdjęcie bieżnika na bazie taśmy brugijskiej jaki zrobiłam w ubiegłe wakacje, więc doczepiam do tematu tęsknoty za wiosną bo kwiecisty jest.



Pozdrawiam ciepło.


sobota, 10 stycznia 2015

Marudny post

Kolejny rok rozpoczął mi się jakoś niemrawo. Za nic konkretnie nie mogę się zabrać. Co zacznę dziergać to pruję albo rzucam w kąt bo mi zapał mija. Możliwe że ma to związek z pierwszym Maćkowym ząbkiem który "przybył" wraz z pierwszym dniem nowego roku, więc dziecina moja jest rozdrażniona, płaczliwa i marudzi. Przez to mama też jest marudna. Do tego rówieśnik Maćka a syn mojej najlepszej przyjaciółki-Filipek od poniedziałku rezyduje w szpitalu z zapaleniem płuc. Jakby było mało dopadł bidusia szalejący w szpitalnych murach rotawirus. Ech...nie rozwijam tematu bo zacznę utyskiwać na służbę zdrowia, z tego przejdę do innych wesołych aspektów naszej krajowej gospodarki i się zacznie... Mam nadzieje że szybko Filipa postawia na te jego chudziutkie nóżki. Pośród tego marudnego, twórczego odłogu udało nam się wraz z elfikiem Maciusiem pomalować sowy - drewniaczki które zawisły nad jego łóżeczkiem.


Zdjęć już pomalowanych sów jeszcze nie ma gdyż światło jest kiepskie i podłe fotki wychodzą.
Udało się też skończyć serwetkę która ma wieńczyć wielkanocny koszyczek do święcenia, he he. Ledwo Boże Narodzenie przebrzmiało a tu już Wielkanoc się skrada...A na poważnie, o serwetkę poprosiła przyjaciółka, która chce z kolei ową serwetkę podarować komuś na imieniny, a że imieniny niebawem to i akcent wielkanocny wkradł mi się pod choinkę.


Kwadracik po kwadraciku w bliżej nieokreślonych odstępach czasu, mozolnie powstaje też kocyk dla Maćka.


Ale żeby nie było tak całkiem marudnie- obdarowano mnie prymulką. Cichcem pragnęłam hiacynta ale co tam...


I na koniec - piękne wspomnienie łakomczucha. Zdobyczne ciasto marchewkowe. Dawno pożarte co prawda ale miło sobie na nie popatrzeć bo jakieś takie było...radosne...


Mam nadzieje że wiatrzysko które szaleje za oknem przegna te moje marudne nastroje i rychło rozkręce się w działaniach. Tymczasem pozdrawiam ciepło.