środa, 31 grudnia 2014

Do siego roku

Ostatni dzień 2014 roku powitał nas w pięknie.


I można by pomyśleć- po co takie dyrdymały wypisywać.Niebo różowe i co z tego. Przecież na świecie tyle problemów, dramatów, nędzy i katastrof, co komu ze zdjęcia różowego nieba, serwetek, filiżanek... No niby nic, ale pośród tych nieszczęść trzeba zauważać też rzeczy piękne choć małe i zwyczajne żeby nie zwariować. 





Tymi zwyczajnymi pięknymi dla mnie rzeczami dzielę się z Wami i dziękuję każdemu kto do mnie zagląda :)


Życzę udanej zabawy sylwestrowej czy to na balu, czy to w zaciszu domowym i szczęśliwego Nowego Roku! Pozdrawiam ciepło:)




wtorek, 23 grudnia 2014

...

No i doczekaliśmy się. Jutro wigilia.  Zatem już dzisiaj życzę wszystkim ciepłych, radosnych i magicznych chwil spędzonych wśród najbliższych. Mam nadzieję że i moje takie będą .






Wesołych Świąt!


czwartek, 18 grudnia 2014

Przedświątecznie

 Przygotowania do Świąt w trakcie. Dom cokolwiek ogarnięty. Pierniki czekają na dekorowanie.


Pogoda tylko zbyt świątecznie nie nastraja więc nadrabiamy jak możemy przyozdabiając kąty.



Robótkowo dzieje się nieco mniej z braku czasu. Wydziergałam gwiazdkowe podkładki. Pozostałe wytworki nadal rozgrzebane choć mały elfik Maćko pomaga jak może :)



Pozdrawiam ciepło





sobota, 13 grudnia 2014

Drzewka, malkontent i Aleksandra

Mam to wątpliwe szczęście mieszkać blisko ulicy. Między domem a ulicą jest niewielki trawnik należący do tzw zieleni miejskiej. Jakoś do tej pory nikt się nim zbytnio nie interesował, ze służb miejskich czyli trzeba było samemu go kosić coby przed chałpą nie zarosło jak w dziczy jakiejś. Niedawno coś zaczęło się dziać...Przyjechało czterech  jegomościów w zielonych gaciach i jeden w gaciach innego koloru.Chyba był jakiś ważniejszy bo tylko się przyglądał. Podjechali pipidówką ze świderkiem i zaczęli nawiercać. Już, już miałam zacząć pomstować że znowu jakiś bajzel będzie tak jak przy wymianie rur , gdy mym oczom ukazał się  traktor, za traktorem przyczepka, na przyczepce drzewka...No i zasadzili mi  przed oknami drzewka. Sztuk dwie. Kilka dni później nasadzenia uzupełnili dokładając kilka rachitycznych krzaczków....No i powinnam się cieszyć, tylko włączył mi się mój odwieczny,wewnętrzny malkontent który wszędzie szuka dziury w całym. Bo drzewka posadzone, a jakże, tyle że centralnie pod przewodem...A bidoka którego posadzili kilka lat temu i się nie przyjął i sterczy taki suchy badylek jakoś nadal nie zabrali. Może liczą że w towarzystwie swoich przestanie się wstydzić i puści pędy na wiosnę... 


W międzyczasie powstała serwetka ale coś malkontent kręci nosem, coś mu się nie widzi bo jakoś w gazetce ładniej wyglądała...


A tu już malkontenta posłaliśmy w diabły i poszliśmy z Maćkiem na spacer bo pogoda piękna...



...troszkę tylko wiała rzekoma Aleksandra...



ale lubimy wiatr więc była nam niestraszna.


To w kadrze to mój paluch.


Pozdrawiam wietrznie.





wtorek, 9 grudnia 2014

Pejzaż bezpiernikowy

Do świąt coraz bliżej. Czas by poczynić wypieki piernikowe, tymczasem jestem jakoś do tyłu z tematem i zupełnie w tym roku pierniki wyleciały mi z głowy. Zgodnie z planem pierniki miały być...


...natomiast miało nie być w tym roku nowych ozdób sklepowych ale okazało się że moja silna wola jest słabsza niż myślałam i puszczona samopas na zakupy nijak się nie broni...


... i zawędrowawszy w progi Empiku w celu nabycia prezentu mikołajowego dla mojego J (czyli kolejnej książki pana T. Pratchetta do którego obydwoje mamy słabość) przystanęła przy tych cudeńkach tak ot, tylko pooglądać...


...po czym nie wiedzieć jakimże to sposobem znalazły się one wraz z książką w siateczce...Dobrze że ograniczyła się do dwóch sztuk .


A to już zakup całkowicie kontrolowany :) Przyszło moje zamówienie na zawieszki - drewniaczki które razem z Maćkiem pomalujemy, a kto wie - może nawet powyklejamy - i zawisną nad jego łóżeczkiem. Zakładki do książek też czekają na dekoracje. Może tych drewnianych tak łatwo nie zawieruszę...
Pozdrawiam ciepło :)

piątek, 5 grudnia 2014

Poniedziałkowe przekleństwo

Generalnie zabobonna nie jestem. Ani czerwone kokardki przy dziecięcym  wózku, ani śniące się zęby, ani przesyłane łańcuszki do mnie nie przemawiają. Jedyne co mnie nęka to poniedziałkowa klątwa związana z powiedzeniem że jaki poniedziałek taki cały tydzień. Nie zwracałam na to uwagi-do czasu. Co jakiś czas zdarza mi się tydzień w którym wszystko mi się psuje, albo przypominają sobie o mnie dawni znajomi itp. W tym tygodniu przekleństwo dotknęło moich palców u rąk. I tak dysponuję już jednym przytrzaśniętym drzwiami samochodu, jednym pękniętym, jednym rozciętym i jednym poparzonym. Pocieszam się że już piątek, a tydzień dni ma siedem zatem w ogólnym rozrachunku trzy palce powinny pozostać bez uszczerbku :)


W wolnym czasie poczyniłam już kilka gwiazdek na święta. Dołączą do kolekcji która co roku się powiększa. Narazie czekają na krochmalenie toteż jeszcze nierówne są.


Powstała też zakładka do książki ponieważ wszystkie jakoś mi wyszły, czyli tkwią gdzieś w książkach poodkładanych na półki a ja nie pamiętam w których. No roztrzepana jestem i po przeczytaniu jakoś zapominam zabrać zakładkę i tak się rozchodzą...


I pochwalę się. Jakiś czas temu z okazji urodzin obdarowana zostałam takim oto notatnikiem na przepisy.


Choć jestem zwolennikiem tradycyjnego zeszytu z przepisami to przepiśnik bardzo mi się podoba. Pasę nim oczy :)
Pozdrawiam i życzę aby Mikołaj obficie obsypał prezentami. Pewnie już tam zaprzęga renifery powoli.

wtorek, 2 grudnia 2014

Zimno

Rozpoczął się adwent więc i u mnie pojawił się wieniec adwentowy. Chociaż wieńca to on raczej nie przypomina. A już do tradycyjnego to mu całkiem daleko gdyż jakoś zieleniny nie zdobyłam na czas. W każdym razie jest.


Za to dostał serwetkę świąteczną.



A że zimno się zrobiło i jakieś katarzysko zaczęło się kręcić w pobliżu skompletowany został niezbędnik człowieka marznącego do którego  w tym roku dołączył termofor w golfiku zakupiony w sklepie :)


Ciepłości życzę wszystkim zaglądającym.

czwartek, 27 listopada 2014

Maciusiowe sprawy

Zbyt dużo pomysłów naraz ostatnimi czasy mnie nawiedziło. W związku z tym zbyt dużo rzeczy pozaczynałam a zbyt mało dokończyłam. A ponieważ jestem mamą 10 miesięcznego człowieczka który energicznie zajmuje się poznawaniem świata to i czas na wykonanie tego co mi akurat do łba strzeliło mam mocno ograniczony. Czyli dziergam wtedy kiedy wszystko co powinno być zrobione jest zrobione a Maćko śpi. Nie żebym narzekała - nic z tych rzeczy! Ale chyba jakiś kajecik sobie muszę założyć żeby nie robił mi się chaos twórczy a pomysły nie umykały w kosmos gdy trafi mi się taki nawał jak ostatnio :) Zatem krótka - hmmm, nawet bardzo krótka - lista rzeczy dokończonych. Na miejscu pierwszym : podkładka pod Maciusia, czy też poddupniczek, czy jak tez to nazwać. Powstało z myślą o momentach gdy zabawa przenosi się z dywanika na zimne panele. Chociaż przy tak ciekawym wszystkiego malcu który za długo w jednym miejscu nie siedzi pewnie swej funkcji nie spełni, ale ostatecznie dorobię kilka do kompletu i będą siedziska na krzesła.


Poddupniczek Według wzoru wydawało się że będzie okrągły...

Na drugim i już ostatnim miejscu listy : sowa dla Maciusia. Gnębią mnie notorycznie sowy na przemian z kotami i jeżami :) Tym razem powstała taka, ale już w kolejce czeka kolejna w odwróconej wersji kolorystycznej :))


I to byłoby na tyle. W słoiku czeka kolejny wytworek rozgrzebany...


 Pozdrawiam ciepło i życzę słońca bo u mnie ponuro. Miłego dnia :)

środa, 19 listopada 2014

Bo tylko krowa nie zmienia zdania

- Raany jakie to łaaadne ! - zakrzyknęła moja przyjaciółka pokazując mi coraz to nowe zdjęcia koronek w necie. Na zdjęciach było WSZYSTKO : serwetki, bombki, dzwonki, aniołki, serca, poduszki, obrusy, chusteczniki, nawet pokrowiec na papier toaletowy....
Pytam zatem - może Cię nauczyć?
- Niee, to nie dla mnie - odrzekła.-Ja mam moje hafty krzyżykowe.
- Może jednak?- kuszę dalej.
- Nie, nie, mnie tam zawsze jak robiłam na szydełku szalik wychodziła czapka i to krzywa.
- Ale pewna jesteś ? - męczę ją nadal niczym pan prowadzący "Milionerów".
- Tak, jestem pewna, bo czy można być w czymś całkiem dobrym jeśli robi się wszystko? Ty mi taki zrób pokrowiec na pudełko na chusteczki.
- No dobra - dałam za wygraną bo rzeczywiście przyjaciółka haftuje, robi biżuterię, wykleja sobie decoupage i co tam jeszcze jej do głowy przyjdzie. Myślę sobie - nie chcesz to nie. Nic na siłę. Ubranko na pudełko na chusteczki zrobiłam w klimacie mocno wiosennym, nic to że za oknem ponuro. Przyjaciółce doręczyłam zamówienie. Buziak jej się uśmiechnął, w oczach zabłysnęły ogniki, Pudełko zajęło miejsce na półce...Było to w niedzielę.W poniedziałek rano wiadomość na komunikatorze- NAUCZ MNIE !!! JA TEŻ TAK CHCĘ !!!
No i umówione jesteśmy na szybki kursik dziergania, bo kto mi powie że jak się coś robi to trzeba być w tym od razu mistrzem świata? Wiadomo, byle jak to szkoda robić cokolwiek ale jeśli coś ma mi sprawiać przyjemność, jeśli przy czymś się relaksuję to nie musi to być od razu dzieło sztuki na wystawy światowe. Ważne że zajmie miejsce na mojej półce i da mi satysfakcję że sama to zrobiłam - tymi ręcami. A wszak  prawdą powszechnie znaną jest że praktyka czyni mistrza więc kto wie, może i do mistrzostwa świata kiedyś się dojdzie :)





 Takie oto ubranko pudełkowe udało mi się stworzyć.
                                     Pozdrawiam ciepło :)

niedziela, 16 listopada 2014

Sowy na chłodne dni

Jeszcze kilka dni temu było tak :


Dziś już jesień zarzuciła szarą chustę, pozamiatała kolorowe liście i zaciągła chłodem toteż  dokończone zostały sowie czapki dla pewnych niewielkich wzrostem dżentelmenów.



Choć każda aura ma swoje uroki i  deszczowe, smutne i chłodne dni też mają w sobie pewien czar (przynajmniej dla mnie bo nie wiedzieć czemu kojarzą mi się zawsze z powieściami Jane Austen), to z wiekiem jakoś chłodek coraz bardziej mi doskwiera i muszę się wspomagać  a to kocykiem, a to chustą, a to skarpetami typu frote w kolorze brzoskwini tudzież w różowo czarną pszczółkę. Wydzierganie tych czapek też wniosło nieco ciepła :)


Pozdrawiam ciepło, jakżeby inaczej ;)

poniedziałek, 10 listopada 2014

Jesienna zazdrość i nałóg

Miały być sowie czapki ale muszą jeszcze poczekać na swą kolej. Jesień w najlepsze się rozsiadła i ani myśli ustępować zimie. Niedawno zajrzałam TU  do Zosi i przepadłam. Zaczęły za mną łazić dziergane liście. Łaziły i łaziły, i nic by nie było gdybym nie miała włóczki w odpowiednim kolorze. No ale miałam, a jakże, (co wiąże się z kolei moim nałogiem). Toteż w trybie pilnym, dla własnej spokojności MUSIAŁAM wydziergać jesienne liście-Zosiu przebacz me perfidne odgapialstwo ;) W zamyśle miały służyć jako podkładki pod kubki, jednakże z liści zrobiły mi się liściska, by nie rzec wręcz- liściory i mam teraz dylemat co do ich przeznaczenia... Wracając do nałogu. Otóż moja słabość ma swe źródło w pasmanterii. Gdy do takowej wchodzę oczy mi się robią jak pięć złotych, zachwyt ogarnia gdy widzę te wszystkie kolorowe włóczki i choć bardzo się staram kupić tylko to po co przyszłam zazwyczaj wychodzę z nadplanowym zakupem. Tak też było z żółta włóczką. Udałam się po jedną,niebieską, wyszłam z trzema odcieniami niebieskiego i rzeczoną właśnie żółtą która po nic, ale to po nic nie była mi potrzeba no ale taka była śliczna.... Później odkładam te nadplanowe do koszyczka i czekają aż przyjdzie wena. Na żółtą przyszła :)




                      W radiu oznajmiono że dzisiaj jest dzień jeża stąd też akcent jeżykowy na koniec:)