sobota, 10 stycznia 2015

Marudny post

Kolejny rok rozpoczął mi się jakoś niemrawo. Za nic konkretnie nie mogę się zabrać. Co zacznę dziergać to pruję albo rzucam w kąt bo mi zapał mija. Możliwe że ma to związek z pierwszym Maćkowym ząbkiem który "przybył" wraz z pierwszym dniem nowego roku, więc dziecina moja jest rozdrażniona, płaczliwa i marudzi. Przez to mama też jest marudna. Do tego rówieśnik Maćka a syn mojej najlepszej przyjaciółki-Filipek od poniedziałku rezyduje w szpitalu z zapaleniem płuc. Jakby było mało dopadł bidusia szalejący w szpitalnych murach rotawirus. Ech...nie rozwijam tematu bo zacznę utyskiwać na służbę zdrowia, z tego przejdę do innych wesołych aspektów naszej krajowej gospodarki i się zacznie... Mam nadzieje że szybko Filipa postawia na te jego chudziutkie nóżki. Pośród tego marudnego, twórczego odłogu udało nam się wraz z elfikiem Maciusiem pomalować sowy - drewniaczki które zawisły nad jego łóżeczkiem.


Zdjęć już pomalowanych sów jeszcze nie ma gdyż światło jest kiepskie i podłe fotki wychodzą.
Udało się też skończyć serwetkę która ma wieńczyć wielkanocny koszyczek do święcenia, he he. Ledwo Boże Narodzenie przebrzmiało a tu już Wielkanoc się skrada...A na poważnie, o serwetkę poprosiła przyjaciółka, która chce z kolei ową serwetkę podarować komuś na imieniny, a że imieniny niebawem to i akcent wielkanocny wkradł mi się pod choinkę.


Kwadracik po kwadraciku w bliżej nieokreślonych odstępach czasu, mozolnie powstaje też kocyk dla Maćka.


Ale żeby nie było tak całkiem marudnie- obdarowano mnie prymulką. Cichcem pragnęłam hiacynta ale co tam...


I na koniec - piękne wspomnienie łakomczucha. Zdobyczne ciasto marchewkowe. Dawno pożarte co prawda ale miło sobie na nie popatrzeć bo jakieś takie było...radosne...


Mam nadzieje że wiatrzysko które szaleje za oknem przegna te moje marudne nastroje i rychło rozkręce się w działaniach. Tymczasem pozdrawiam ciepło.






8 komentarzy:

  1. Wiesz, że mam tak samo, za nic konkretnie nie moge się zabrać, mimo że wenę mam, tylko takie rozkojarzenie mnie dopadło...coś wisi w powietrzu hehe, a nawet fruwa.Boję się że za oknem zaraz zobaczę dom, Dorotkę i Tota z krainy Oz w trąbie powietrznej:D A wracając do tematu, szykuje się świetny kocyk.Zawsze podziwiałam, ileż takich kwadracików trzeba naprodukować, no i serwetka profesjonal, kurde, dłuuuga szydełkowa droga przede mną.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję że nic u Ciebie jednak nie odfrunęło, no może poza rozkojarzeniem ;) Ja również podziwiałam mnogość dzierganych kwadracików u innych aż wreszcie za trzecim podejściem wzięłam się do roboty. Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)

      Usuń
  2. Zawsze jestem pełna podziwu dla zdolniach, które robią takie cuda na szydełku! Serwetka jest przepiękna,a i kocyk szykuje się bajkowy. Trzymam kciuki, żeby marudny ząbek wrócił do dobrego humoru:) U nas właśnie walczymy z czwóreczką, więc wiem co przeżywasz. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplementy, aż się zawstydziłam nieco:) Ząbek na razie w normie ale czeka nas chyba dłuuuga droga do happy endu ząbkowania. Powodzenia z czwóreczkami! Dziękuję że do mnie zajrzałaś, pozdrawiam!

      Usuń
  3. Piękne te kwadraciki i kolory wybrałaś takie... energetyczne. Człowiek chce czy nie uśmiechnąć się musi ;)) Hiacynt będzie na Wielkanoc, teraz ciesz oczy prymulką, piękny ma kwiat z takim konturkiem. Widzę, że z szydełkiem się lubicie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, kolorowe kwadraty robi mi się szybciej niż te jednobarwne czyli kolory energię mają :) Szydła moje uwielbiam, z wzajemnością bywa różnie... Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Love your pictures!
    Have a happy week, take care...
    Titti

    OdpowiedzUsuń